Nawet się nie wkurzyłam ,bo to ogólnie norma, taka sytuacja.Miałam wyjazd do Zakopanego służbowy, ogólnie nie na rękę mi był, ale szef wręcz wepchnął mnie do auta.Dobra, cholera jasna , pojadę! Nie pomogła mi nawet kawa z Mc Donalda na samym wjeździe do Zakopanego, żeby mi nerwy przeszły. Zabłądziłam po drodze oczywiście i już myślałam że wyjdę i przebiję wszystkie 4 opony w tym aucie ,gdy nagle droga się urwała i wjechałam na łąkę!
Łąkę uginającą się od meczyka, daleko od drogi , daleko od krów, za to blisko domostw! Co miała robić , wpadła do jednego z domu , narobiłam szumu i...... wypadła z niego gadzina , bardzo mi współczując że jako to ja , dziecko z miasta nie mam nawet gdzie mieczyka urwać na miód dla dziecka.Swoją droga co to my pszczół nie mamy że musimy mlecz krowom już zabierać , no ale dobra , biedna miastowa, niech ten mlecz wyzbiera!No i zbierałam że ho ho!
PRZEPIS:
1-Przytransportować mleczyk - 1kg
2-Dokładnie umyć - dokładnie żeby wszystkie robaczki poszły w siną dal
3-Mleczyk do gara , dodajemy 2 litry wody, sok z 4 cytryn, gotujemy 1 godzinkę
4- Wdychamy cudowny zapach gotującego się kwiecia
5- Odstawiamy wywar na noc
6- Przesączamy wywar przez coś co oddzieli płyn od kwiatów
7- Dodajemy 2 kg cukru i gotujemy do lekkiego zgęstnienia
8- Przelewamy do wygotowanych słoiczków i odwracamy dniem , do wystygnięcia
Miodzio pycha, można pić z herbatką , zapach powala. Wygląd kuchni po eksperymencie, nie do opisania !Ale Wam życzę powodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz