Pierwszy aparat, dostałam od rodziców jak miałam 8 lat, robiłam nim zdjęcia cały tydzień, 24/h , wszystkiemu co się ruszało badź nie.Odmawiałam picia, przyjmowania pokarmów i snu. Po tym nieszczęsnym tygodniu, zmęczona ciągłym artyzmem oświadczyłam im że pora wywołać film.Nie wiem czy oni czekali na tą okazję , czy bali mi się powiedzieć żebym nie miała do nich żalu, ale przy obiedzie tatuś po moim oświadczeniu przemówił do mnie spokojnym , rozsądnym głosem-"Agniesiu ten aparat nie działa i nie ma w nim kliszy!" Czyli że co przepraszam bardzo|?? -"Czyli że nie zrobiłaś żadnego zdjęcia dziecko kochane!"Jak nie zrobiłam, pracowałam w pocie czoła cały tydzień, co Wy jesteście nie normalni, jak można dziecku taki rzeczy robić??Ale zrobili a był to stary zenit-E, który gdyby nie ja zasypałby się kurzem w szufladzie biurka mojego dziadzia.A tak dałam mu tygodniową drugą młodość- zresztą on nie mógł narzekać , bo co mu tam mogło przeszkadząć- znów jego migawka zetknęła się ze światłem .No to szał na pół gwizdka.Kolejny aparat mojego życia był z importu z Francji- zadość uczynienie za krzywdy sprzed lat! Kodaczek na kliszę i działaŁ :-) pewien czas oczywiście! Raz naświetlił mi film ale to jakoś przeżyłam, wszak i Leonardo miewał gorsze dni, potem miał jakiś wypadek ale bez mojego udziału, pojechał więc do naprawy , a jak wrócił mamusia oświadczyła swoim dzieciom że jest zepsuty.Jak mamusia tak mówi, to tak musi być- wtedy jeszcze dzieci cokolwiek szanowały rodziców, a rodzice swoją pozycję budowali latami, i nie nowymi gadżetami ale czasem jaki z nami spędzali. Więc kodaczek odpoczywał w szafie, a ja biedna rozpaczałam nad niedolą biedaka, który w rzeczywistości miał się świetnie, tyle tylko że moja kochana rodziciela stwierdziła samozwańczo że po naprawie należy mu się czas rekonwalescencji, długi czas... Ja marzenia o fotografowaniu porzuciłam, jak widać nie było mi dane, bo same niewypały szły.Brałam więc pokornie udział we wszystkich imprezowych ustawkach rodzinnych, z miną Sfinksa, cierpliwością konia i naiwnością osła!Walor estetyczny nie miał dla nikogo wtedy znaczenia liczyła się sztuka! No ale jak masz do popstrykania 36 klatek max , to nie poszalejesz , nie to co teraz. Do aparatu wróciłam po tym zdjęciu , które mi przypomniało że strasznie lubię fotografować......Nie jest to jakiś szał , ale jak na nie retuszowane i z zaskoczenia , nie patrząc na tło - podoba mi się :-p Wtedy też stwierdziłam że dobrze mi w blondzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz